wtorek, maja 19, 2009

Street View i ochrona prywatności

Samochody Google Street View od dwóch tygodni obfotografowują Warszawę - dzisiaj koło 16 widziałem czarną astrę z zestawem kamer na dachu na ulicy Odrowąża (niestety, nie udało mi się zrobić zdjęcia) - tymczasem już słychać pierwsze głosy tzw. obrońców prywatności.
I to nie byle kogo, bo sprawą zainteresował się sam GIODO czyli Generalny Inspektorat Ochrony Danych Osobowych, który wyraził swoje zaniepokojenie faktem niepoinformowania przez Google o całej akcji. Co więcej, GIODO twierdzi, że "Google ma obowiązek poinformować wszystkie osoby, które znajdą się na zdjęciach, że są fotografowane", a samo fotografowanie to "forma gromadzenia danych osobowych, a zatem na Google jako administratorze spoczywa obowiązek powiadomienia zainteresowanych osób o tym fakcie".

[Ktoś tu chyba przesadza... Czy robiąc fotografię np. Starego Miasta, chcąc umieścić ją później w sieci też muszę się pytać o zgodę wszystkich osób, które wejdą w kadr? Czym się różni takie niedzielne cykanie fotek od Street View poza skalą przedsięwzięcia? I w końcu czy można w ogóle wymagać prywatności na ulicy? Wychodząc z domu godzimy się przecież na to, że każdy może nas sobie obejrzeć - w tym także okiem kamery...]

Ciekawe jest również to, że nie tak dawno GIODO nie uważał zdjęcia konkretnej osoby powiązanego z jej imieniem i nazwiskiem za dane osobowe, a teraz tak bardzo troszczy się o dobra anonimowych osób sfotografowanych w miejscu publicznym.

Więcej o sprawie i jej możliwych implikacjach można poczytać na prawniczych blogach Lege Artis i Vagla.pl.

3 komentarze:

Łukasz Świtaj pisze...

No cóż, poczynania GIODO zahaczają o paranoję... Pewnie ktoś przeczytał o ostatnich problemach Google ze swoją usługą w Japonii i chciał się wykazać szefowi.
A przecież przechadzając się ulicami miasta widzimy co znajduje się za płotami prywatnych posesji i nikt bynajmniej nie robi z tego problemu. Co prawda kamera na samochodzie znajduje się na wysokości oczu ludzi mierzących więcej niż 1,60m, ale trzeba wziąć poprawkę, że zdjęcia wykonywane są z jezdni, a więc i tak widać bardzo niewiele.
Druga kwestia to wygoda - zapraszając kumpli do "stolycy" można im wysłać linka z trasą dojazdu, żeby wcześniej zapamiętali punkty orientacyjne w terenie.
Że nie wspomnę o niepełnosprawnych i chorych, którzy nie są w stanie wyjść z domu - dla nich Google Street View to jedyna szansa na "zwiedzanie".
Pozdrawiam

Arkadiusz Szadkowski pisze...

Ciekawe czemu Norc nikomu nie przeszkadza..

m_k pisze...

Może to kwestia popularności... o Google to pewnie słyszały zarówno małe dzieci jak i staruszki :) a o Norcu jednak mało kto wie.