niedziela, grudnia 13, 2009

Wolne mapy

*Nie, tytuł nie odnosi się do szybkości działania serwerów Geoportalu ;) Choć i o nim będzie mowa... No, ale do rzeczy:

Miesiąc temu rząd brytyjski (i to w osobie samego premiera Gordona Browna) ogłosił, że od kwietnia 2010r. ponad 2000 zbiorów danych z zasobu Ordance Survey zostanie powszechnie udostępnionych w sieci i to bez jakichkolwiek opłat.

Ordnance Survey to rządowa agencja Wielkiej Brytanii zajmująca się tworzeniem map, której początki sięgają jeszcze czasów wojen napoleońskich. Odpowiednikiem (choć może nie w 100%) OS w Polsce jest GUGiK.

Brak na razie szczegółów co do formy i treści - jak ma to udostępnianie wyglądać i jakie mapy będą uwolnione - ale już teraz mówi się, że ma ono obejmować mapy od skali 1:10 000 wzwyż, również do celów komercyjnych. Wciąż jednak nie wiadomo czy dotyczyć to ma też danych źródłowych (wektorowych), czy jedynie gotowych map rastrowych dostępnych przez serwisy sieciowe. OS nadal będzie mogło czerpać zyski z tzw. Master Map w skali 1:1250 (już teraz jest to główne źródło dochodów agencji).

Jest to wielki sukces kampanii Free Our Data, która od ponad 3 lat walczyła o udostępnienie obywatelom danych przestrzennych zbieranych z ich podatków. Za kampanią stoi jeden z największych brytyjskich dzienników The Guardian, a jej idee popiera m.in. uznawany za twórcę WWW Tim Berners-Lee.



Słychać też głosy, że uwolnienie map ma być całkowite tj. miałyby one trafić do domeny publicznej. Wtedy Wielka Brytania zbliżyłaby się do modelu obowiązującego w USA, gdzie wszelkie opracowania tworzone przed rząd federalny należą do public domain. I nie są to wyłącznie suche akty prawne. Na tych samych zasadach publikuje się bowiem dane powstałe i zebrane w wielkich amerykańskich agencjach jak NASA, USGS, NOAA, USDA czy Census Bureau - czyli wszelkie zdjęcia satelitarne i lotnicze, mapy topograficzne oraz mapy wektorowe. Każdy może je pobrać i wykorzystać do dowolnych celów. Serwisy mapowe Google i Bing dla obszaru USA w dużym stopniu opierają się właśnie na publicznych źródłach.

Należy podkreślić, że zasady te dotyczą jedynie poziomu federalnego. W przypadku stanów i pojedynczych hrabstw sytuacja jest dosyć zróżnicowana - niektóre udostępniają dane bez ograniczeń i opłat, a niektóre każą sobie płacić wygórowane kwoty i wymagają od kupującego szczegółowych tłumaczeń nt. do czego te dane zostaną wykorzystane.

Mapy w USA nie są oczywiście idealne - narzeka się na ich jakość tj. nie zawsze dużą dokładność i małą aktualność, przeciwstawiając im właśnie płatne mapy brytyjskie. Tylko czy zawsze pobieranie opłat automatycznie zagwarantuje wysoką jakość produktu? I tu wróćmy może na nasze podwórko...

W Polsce mamy wspomniany GUGiK (CODGiK), który również każe sobie płacić za mapy. O ile te kilka złotych za 1 mapę na papierze nie jest jakąś astronomiczną sumą i pobieranie opłaty jest tu zrozumiałe (w końcu druk kosztuje), to trzydzieści złotych za tę samą mapę w postaci elektronicznej (zwykły skan) już trochę dziwi. Za taką cenę otrzymujemy produkt, o aktualności rzędu 30 lat lub gorszej, z którego skorzystać będziemy mogli jedynie w celach osobistych. Bardziej profesjonalne wykorzystanie wymaga składania podań, wniosków i spowiadania się z własnych zamiarów.

W przypadku map topograficznych lub ortofotomap sprawa jest dyskusyjna - są to duże zbiory danych, więc może pobieranie (drobnych!) opłat pokrywających koszty przechowywania i przesyłania drogą elektroniczną ma sens. Natomiast płacenie za zupełnie podstawowe informacje takie jak PRG (granice administracyjne)?! Żeby obywatel musiał płacić za możliwość poznania przebiegu granic własnego kraju, podczas gdy inne państwa [tak, znowu USA...] udostępniają podobne dane dla całego świata? Trochę to śmieszne, acz z drugiej strony żałosne.

[W ogóle całe obecne prawo geodezyjno-kartograficzne to ciekawy przypadek, wszystkie te kwiatki związane z wymuszaniem opłat za udostępnianie materiałów z zasobu przy jednoczesnym obowiązku oddania do tego zasobu własnych prac i to za darmo - wyszłoby z tego pewnie kilka notek.]

Na szczęście zmienia się to wraz z wprowadzaniem w życie dyrektywy INSPIRE. Najbardziej widoczny przykład to Geoportal. Porównując dostępność danych kiedyś i obecnie, można nawet mówić o rewolucji. Na razie jednak zawieszony jest on trochę w prawnej próżni - obecne przepisy odnoszą się do tradycyjnych map i ich cyfrowych odpowiedników (płaci się za pojedynczy arkusz papieru/plik), a tu mamy do czynienia z serwisem sieciowym. Nie za bardzo wiadomo co tak właściwie można zrobić z danymi dostępnymi przez Geoportal. Czy są tylko do obejrzenia w domu, a może da się je wykorzystać również w pracy? Jeśli pobrało się coś z serwera WMS lub WFS albo umieściło na własnej stronie mapkę OpenLayers z podpiętym WMS, to czy trzeba za to zapłacić CODGiK? (Tylko ile? I na jakiej podstawie?) Może ktoś zna odpowiedzi na te pytania...

W przyjętym ostatnio projekcie ustawy o Infrastrukturze Informacji Przestrzennej (polska transpozycja dyrektywy) przeczytać można m.in.

Art. 12. 1. Dostęp do usług danych przestrzennych, o których mowa w art. 9 ust. 1 pkt 1 i 2, jest powszechny i nieodpłatny.

Wspomniane wyżej usługi to wyszukiwanie oraz przeglądanie (odpowiednio CSW i WMS) - zatem dostęp do metadanych i WMS ma być bezpłatny, ale...

2. Dane dostępne za pośrednictwem usług danych przestrzennych, o których mowa w art. 9 ust. 1 pkt 2, mogą mieć formę, która uniemożliwia wtórne ich wykorzystanie w celach zarobkowych.

...co pewnie oznacza stosowanie znaku wodnego na mapach.
W tym miejscu za serwisem Vagla można zapytać:

Dlaczego właściwie chcemy zablokować możliwość zarabiania na danych tego typu? [...] dlaczego Państwo chce tak zazdrośnie strzec swych zasobów, by przewidywać formę uniemożliwiającą wtórne wykorzystanie takich danych w celach zarobkowych?

Pozostaje jeszcze kwestia wtórnego wykorzystania w celach niezarobkowych - czy projekty OpenStreetMap lub UMP będą mogły zwektoryzować dane z WMS i dodać je do własnych map?

I znowu fragment IIP:

3. Udostępnianie zbiorów danych przestrzennych za pośrednictwem usług, o których mowa w art. 9 ust. 1 pkt 3 – 5, odbywa się z zachowaniem przepisów dotyczących rejestrów publicznych zawierających te zbiory, z zastrzeżeniem art. 15.
4. Organy administracji pobierające, na podstawie odrębnych przepisów, opłaty za usługi danych przestrzennych, o których mowa w art. 9 ust. 1 pkt 3 – 5, zapewniają ich realizację z uwzględnieniem przepisów o świadczeniu usług drogą elektroniczną.


Punkty 3-5 z art. 9 ust. 1 to usługi pobierania (WFS i WCS), przekształcania (WPS) i "usługi umożliwiające uruchamianie usług" (???). Widać tu furtkę pozwalającą na nieudostępnienie danych za pomocą usług innych niż WMS oraz pobieranie opłat za takie usługi. Wygląda na to, że państwo koniecznie chce zachować całkowitą kontrolę nad mapami, nadal czerpać z nich zyski, jednocześnie zabraniając innym odniesienia jakichkolwiek korzyści.
W sumie nic nowego... Przed nami jeszcze długa droga ;)


UPDATE 23.12.2009:
Na blogu Mapperz zamieszczono link do dokumentu z proponowanymi zmianami ws. licencjonowania map Ordnance Survey: http://www.communities.gov.uk/documents/corporate/pdf/1415413.pdf
najważniejsze rzeczy znajdują się w części 7. (od strony 57.) - mowa m.in o licencji Creative Commons, sposobie dostępu (serwis przeglądania, centrum pobierania, API), wstępnej liście produktów do uwolnienia

2 komentarze:

m_k pisze...

Pojawił się nowy blog poświęcony tematyce wolnych danych przestrzennych:
blog.openstreetmap.pl

Anonimowy pisze...

Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.